Genialna powieść szczecińskiej autorki. "Teraz zobaczyłam ów niezwykły znak nadający jej status Naznaczonej. Znak przynależności i własności Porządkowych. Wytatuowany lub wypalony na całej długości wewnętrznej krawędzi przedramienia, przedstawiający piękne, pęknięte w połowie pióro. Naznaczona złamanym życiem już w chwili narodzin". (fragment rozdziału Naznaczona) "Taboret, regulacja wysokości, spódnica podciągnięta do połowy rozchylonych ud. Idealna twardość klawiatury. Chwila świętobliwego skupienia. Oddałam mu się cała, napierając z pasją i namiętnością. Palce same wybrały. Etiuda Rewolucyjna. Mały fragment. Głęboki, filozoficzny, czysty dźwięk. Rozedrgane ciało rozgrzało się do stu stopni, zespalając w namiętności z doskonałym czarnym organizmem. Takiego ognia, opętania i obsesyjnej miłości ten utwór nigdy nie doświadczył. Chopin przewrócił się w grobie. Skończyłam, ciężko oddychając, oblana potem. Zaspokojeni patrzyliśmy na siebie z miłością. Nie mogłam wyrównać oddechu. Chyba tylko z Jacobem mogłoby być lepiej - pomyślałam i roześmiałam się w głos. (fragment rozdziału Miasto).
Fenomenalna, oryginalna, niepowtarzalna, nieprzewidywalna i nietuzinkowa. Tymi słowami można w skrócie opisać to czym dla mnie jest powieść „Złamane pióro”. Opowieść szczecińskiej autorki Małgorzaty Marii Borochowskiej, która w przepiękny sposób pokazuje to, że każdy z nas ma gdzieś tą drugą połówkę, na którą czasem trzeba długo czekać i wiele, wiele nieprzyjemnych i przykrych rzeczy przeżyć aby wreszcie dosięgnąć nieba i być prawdziwie szczęśliwym.
(...) Główna bohaterka, Emily to kobieta, która nie dopuściła do siebie miłości, wręcz doprowadziła się do stanu "bez miłości, bez nadziei i bez wszystkiego, co w życiu ważne”. Na przykładzie Emily, autorka udowadnia, że wszyscy możemy czerpać inspirację z drugiej osoby i ze wszystkiego co nas otacza. Ważne jest tylko to, aby uwierzyć i w siebie i w to, że to co robimy ma jakiś cel. Postać Emily podobała mi się również za to, że miała ciekawą przypadłość, a mianowicie uwielbiała używać wyrazy bliskoznaczne. Wplatała je w każdą swoją wypowiedź, co często było wesołym dodatkiem do jej prawdę mówiąc nieszczęśliwej (początkowo) postaci. Pokazywała również to, że ogromny wpływ ma na nas to, z kim przebywamy i kogo mamy koło siebie.Z ogromną przyjemnością poznawałam losy Jacob'a i Emily i z niecierpliwością przekręcałam kolejne strony po to aby szybko przekonać się co będzie dalej. I jaka byłam nieszczęśliwa kiedy moja przygoda ze "Złamanym piórem" dobiegła końca. Pierwszy raz spotkałam się z powieścią, w której czytałam kolejną powieść. Takie dwa w jednym. Z początku myślałam ze historia opisywana przez główną bohaterkę będzie jakąś przeciętną historyjka, a tutaj takie zaskoczenie! Powieść utrzymana w klimatach fantasy i romansu, którego inspiracja był jej przeuroczy sąsiad. Mogłabym pisać o milionach zalet tej powieści ale za dużo bym Wam zdradziła. Kolejną mocną stroną jest to, że porusza problemy takie jak brak tolerancji na tle religijnym, rasizm czy fanatyczna ekologia. Momentami w sytuacjach komicznych przedstawia tą złą stronę ludzkiego charakteru. Obdziera go z tej pięknej zewnętrznej powłoki, którą wystawiamy na widok publiczny. Im bliżej końca byłam końca, tym poznawałam wiele symbolicznych scen czy rozmów, szczególnie w opowiadaniu pisanym przez Emily. Gdybym mogła to chętnie kupiłabym powieść napisaną przez Emily. Książkę polecam każdemu, kto lubi wartościowe powieści, które wnoszą cos do naszego życia, poruszają do głębi, wywołują wewnątrz nas raz uśmiech a raz sprawiają że w oczach pokazują się łzy. Mam nadzieję ze powstanie kolejna część losów Emily i Jacob'a.
Małgorzata Maria Borochowska wydała swoją debiutancką powieść Złamane pióro w 2012 roku, dzięki wydawnictwu Poligraf. Każdy marzy o spokoju, o domu pełnym miłości, czy o szczęśliwym życiu. Emily jest młodą pianistką, która stara się zostawić za sobą trudną przeszłość, a wyjść ku nieznanej przyszłości. Przeprowadza się z miasta na wieś, do starego domu swoich dziadków. Tam poznaje Jacoba, który okazuje się jej sąsiadem.
(...)Ich codziennością staje się wspólne picie kawy i rozmowy, których tematem nie są na pewno błahe tematy. Przyznam szczerze, że początek był dla mnie niezwykle trudny do przebrnięcia. Książka zaczęła się banalnie. Z każdą kolejną stroną, powieść wydawała mi się coraz ciekawsza i wciągnęła mnie w swój wir. To książka, którą się powoli rozkoszuje, smakuje, jak najlepsze ciasto. Historia Emily zmusza do myślenia. Nie jest kolejną książką z nudną fabułą. Autorka niewątpliwie potrafi zainteresować czytelnika. Książka porusza ważne problemy. Rasizm, czy brak akceptacji na tle religijnym, to tylko dwa z kilku tematów zawartych w Złamanym piórze. Ciekawym zabiegiem jest też umieszczenie fragmentów książki Emily, dzięki czemu czytelnik może przeczytać, o czym tak naprawdę pisała główna bohaterka. To książka o poszukiwaniu własnej drogi, własnego ja, o odkrywaniu czym jest miłość i prawdziwa przyjaźń. Małgorzata Maria Borochowska ma niezwykły styl. Potrafi porwać czytelnika, zabrać go w podróż po najskrytszych zakątkach swojej opowieści. Mimo tylu plusów tej książki nie jestem w stanie polubić głównej bohaterki. Irytował mnie jej sposób wypowiedzi. W jednym zdaniu pojawiało się wiele synonimów, co mnie doprowadzało do szewskiej pasji. Miałam ochotę uderzyć ją w twarz. Mam wrażenie, że autorka chciała stworzyć oryginalną postać, ale nie do końca jej to wyszło. Emily żyje w swoim świecie, na początku nie dopuszcza do siebie nikogo z wyjątkiem Alicji – najlepszej przyjaciółki. Zdecydowanie bardziej polubiłam postacie drugoplanowe. Złamane pióro ma zarówno plusy, jak i minusy. Na początku mnie nie porwała, było też kilka momentów, w których chciałam odłożyć książkę, jednak w końcu się przełamałam i przeczytałam ją do końca. Książka jest na pewno wartościową lekturą, która skłania do myślenia, ma szereg zalet oraz porusza trudne tematy. Każdy odbierze ją w inny sposób, ale jestem pewna, że nawet jeśli się nie spodoba, to zostawi trwały ślad w sercu czytelnika.
Po książkę "Złamane pióro" sięgnęłam, gdyż byłam zauroczona niesamowitą i klimatyczną okładką. Fortepian spowity mrokiem, dłoń sztywna i jakby zestresowana i do tego desperacko trzymany nóż na nadgarstku postawiły przed moimi oczami wyobrażenie tajemnicy oraz ciekawej, nieoklepanej historii. Autorka książki - Małgorzata Maria Borochowska - jest szczecińską pisarką, która w III Edycji Wyborów Literackich zajęła 1 miejsce w województwach: zachodniopomorskim i pomorskiem oraz 6 miejsce w Polsce (ex aequo z Dorotą Masłowską).
(...) "Proste i piękne historie o miłości są już z założenia oceniane jako banalne i kiczowate, a przecież miłość jako uczucie jest towarem pożądanym przez każdego. Miłość nie jest banałem. Odbioru sztuki trzeba się nauczyć i wypracować w sobie tę wrażliwość na piękno. Patrzeć i zobaczyć to wielka sztuka." ~Jacob do Emily, str. 121 (fragment powieści Złamane pióro MM Borochowska) Książka zaczyna się w dość popularny sposób: przystojny mężczyzna przepływa przez akademicki korytarz, świeżo upieczona absolwentka pochłania go wzrokiem i podpytuje koleżankę kimże jest ten wspaniały okaz. Pomyślałam, że dostanę historię o "trudnej" miłości między cudownym, boskim, genialnym i wybitnym architektem a młodą, głupiutką, niedoświadczoną i mało znaczącą szarą myszką. Jak wielkie było moje zaskoczenie - chociaż w głębi duszy wiedziałam, po prostu wiedziałam - gdy zamiast błahego romansidła dostałam wspaniałą historię o pasji, dążeniu do celu, wytrwałości, bólu, pragnieniu, poświęceniu i wszystko to doprawione nutką miłości. Prawdziwej miłości, nie dzikiej fascynacji i pożądaniu. "Pamięć zawsze pokazuje nam minione obrazy w korzystnym świetle, nieomal bez skazy" str.12 (fragment powieści Złamane pióro MM Borochowska) W głąb historii brniemy patrząc na świat oczami Emily - dwudziestopięcioletniej dziewczyny, która ma za sobą pewne doświadczenia i bagaż przeżyć, uwierające jej istnienie. Towarzyszymy jej w życiu codziennym, jesteśmy świadkami walki ze światem i samą sobą. Siedzimy obok jak duchy, gdy ucieka we wspomnienia czy robi notatki do swojej książki. Nie raz podczas czytania myślałam sobie "głupia, nie traktuj tak tych ludzi, oni chcą tylko ci pomóc!' albo "no no, nieźle się wpakowałaś" i w końcu "brawo, jestem z ciebie dumna". Po zakończeniu lektury byłam już pewna, że wrażenie zrobione na mnie przez okładkę było nieprzypadkowe. Okazało się, że książka jest jeszcze bardziej oszałamiająca i wpadła w odpowiednie ręce - to nie może być przypadek! "Każdy człowiek potrzebuje marzeń i buntu. Tylko marzyciele i buntownicy popychają świat do przodu. Tylko z marzeń i buntu rodzą się rzeczy wielkie..." str. 76 (fragment powieści Złamane pióro MM Borochowska) Autorka umiejętnie buduje więź między czytelnikiem a główną bohaterką, pozwala zajrzeć do jej umysłu i ciała oraz razem z Emily przeżyć przemianę. W wielu momentach czuć chaos panujący w jej myślach oraz niepewność co do skuteczności obranej przez nią terapii. Jeśli będziecie mieli ochotę przekartkować jakąś część, bo wyda Wam się nużąca, niepotrzebna, nudna, jedna rada - nie róbcie tego. Dla mnie był to sposób pewnego odstresowania się, chwili odpoczynku w przypadku czasami dziwnych, drętwych i banalnych notatek z pisanej przez główną bohaterkę książki. Miejmy jednak świadomość, że powieść nie powstaje od razu w formie wydawniczej, a pierwsze zapiski są raczej sposobem ubierania myśli w słowa, nie tworzeniem ostatecznej historii. Jest to jedna z niewielu książek, w których znalazłam siebie - a lubię mieć z kim się utożsamić. Myślę, że każda osoba bez względu na płeć, która wchodzi w dorosłe życie powinna postawić tę pozycję na półce lektury obowiązkowe. Polecam także przeczytanie młodym rodzicom, którzy mają przed sobą wyzwanie wychowania człowieka, który kiedyś będzie żył samodzielnie. Książka trafiając w odpowiednie ręce powinna podziałać jak lek bądź wskazówka. Mnie dała ona do myślenia i pokazała, że pasja ma moc uzdrawiającą i nie można z niej rezygnować. Nie można pozwolić melodii granej w sercu ucichnąć. "Nowa tożsamość uwierała niewygodnym krojem. Nie stałam się przecież kimś innym, chociaż czułam, że pierwszy raz nie odwracam się do tyłu..." str. 253 (fragment powieści Złamane pióro MM Borochowska) Najważniejsze jednak, że powieść kończy się w sposób, który zapowiada nadejście kolejnej części i czekam na nią z niecierpliwością i nadzieją, że porwie mnie tak samo. Nie raz w oku zakręciła mi się łza. Musiałam się schować przed światem, bo po prostu wybuchnęłam płaczem. Nie raz śmiałam się wraz z bohaterami, uczestnicząc w ich rozmowie i realizacji ciekawych pomysłów. Książka, która leczy, uczy, rozbawia i pokazuje życie takie, jakim jest. Czego chcieć więcej od dobrej lektury?
„Może bardziej chodzi mi o poszukiwanie własnego miejsca. Nie próbuję stworzyć żadnej teorii, tylko zastanawiam się, ile trzeba poświęcić, żeby w końcu znaleźć swoje własne miejsce, własne życie i czy każdy może je znaleźć.” str. 97 Mam niemały problem, aby przedstawić Wam skrócony opis fabuły, ponieważ cobym nie napisała, machniecie na to ręką i stwierdzicie „ale to już było”. Jednakże będziecie w dużym błędzie.
(...)Tym samym spróbuję opisać w kilku zdaniach wątek, który z pozoru będziecie odbierać jako banalny, jednakże nie przekonacie się o czym mówię, póki nie sięgniecie po „Złamane pióro”. Otóż narratorką powieści jest Emily Crew, młoda, bardzo inteligenta i piękna kobieta. Poznajemy ją w momencie, kiedy kończy studia. Wydawałoby się, że na tym etapie życia, człowiek myśli, iż wszystko może, że otwiera się przed nim cały świat, bo w końcu jest młody i wykształcony, wystarczy jedynie znaleźć pracę w upragnionym zawodzie i zacząć żyć pełną piersią. Jednak u Emily, to się nie sprawdza, bowiem kobieta wręcz ucieka z uczelni, sprzedaje mieszkanie i wyjeżdża z miasta. Dosłownie chce zostawić wszystko za sobą, zamknąć ten rozdział w szufladce z napisem przeszłość, dlatego postanawia przenieść się na wieś, do drewnianego domku odziedziczonego po zmarłych dziadkach. Tam pragnie rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, potrzebuje swego rodzaju oczyszczenia i rozgrzeszenia z przeszłością, toteż zamierza napisać pierwszą powieść, dzięki której chce udowodnić samej sobie i bliskim, że stać ją na wiele i, że potrafi osiągnąć coś zupełnie sama. Poznaje nowych sąsiadów, a jednym z nich jest intrygujący mężczyzna - Jacob Stuart utalentowanym i cieszącym się sławą architekt i grafik, chyba nie muszę dodawać, że jest nieziemsko przystojny? Emily stara zachowywać się z rezerwą w stosunku do Jacoba, ale ten nieustannie wprasza się do niej pod pretekstem wypicia kawy, w tym samym czasie toczą rozmowy, niekiedy kłócą się, a innym razem siedzą i milczą. Kiedy mężczyzna wchodzi na tematy z jej przeszłości, bądź dotyczące rodziny, Emily w jednej sekundzie najeża się. Staje się czujna, opryskliwa i gotowa do werbalnej wojny. Obojgu im jest ciężko otworzyć się na zwierzenia, oboje niosą ze sobą ogromny bagaż doświadczeń. Piękne było to, że potrafili przebywać w jednym pomieszczeniu i nie rozmawiać przez dłuższą chwilę, jednak ta cisza im nie ciążyła. Intuicyjnie potrzebowali swojej bliskości. Z drugiej strony ich rozmowy były na tyle mądre, że nie sposób było się nudzić przy ich czytaniu. „Zbierałam te nowe doświadczenia i emocje, żeby któregoś dnia stworzyć głęboką, emocjonalną więź z drugim człowiekiem i móc powiedzieć: „kocham”, rozumiejąc wagę tego słowa.” str. 315 Początek powieści nasuwa na myśl, iż będzie to typowe babskie czytadło o stereotypowej fabule. Mamy młodą, piękną kobietę, przystojnego mężczyznę oraz ucieczkę przed przeszłością i wieloma trudami. Przyznacie, że brzmi to mało oryginalnie? Aczkolwiek z każdą kolejną przeczytaną stroną widzimy, że książka posiada drugie dno… jest bogata w metafory, autorka po mistrzowsku bawi się słowem. Język jakim napisana jest książka jest niezwykle barwny, wysublimowany, wyszukany i wykwintny. Dodatkowym plusem (jak dla mnie) jest to, że w treści zawarta jest również ogromna ilość synonimów, do których osobiście mam słabość, w równym stopniu jak główna bohaterka powieści. Fabuła jest bardzo interesująca, nie nudzi czytelnika. Postacie zostały wykreowane bardzo realistycznie i prawdziwie, w dodatku jak już wspominałam prowadzą błyskotliwe dialogi. Pod względem literackim książka jest naprawdę dopieszczona, widać, że autorka dokładnie przemyślała co chciała przekazać czytelnikowi. Czego chcieć więcej? Przyznaję, że po raz pierwszy miałam styczność z tak oryginalną prozą i jestem nią zachwycona. Zdecydowanie jest to książka, która niesie ze sobą wiele mądrości i śmiało można ją zaliczyć do grupy ambitnych, wymagających. Pisarka porusza w niej wiele ważnych spraw, między innymi są zawarte: rasizm, wiara, kościół, kler, wolność słowa, poglądy polityczne i ekologiczne oraz prawa zwierząt, jednakże bardzo duży nacisk kładzie na przedstawienie czym jest prawdziwa pasja, poszukiwanie miłości, szczęścia i własnego jestestwa. Warto również wspomnieć, że w książce ukazane zostały fragmenty baśni, którą pisze główna bohaterka. W rzeczywistości są to jej marzenia, a także demony z przeszłości, które ukryła pod płaszczykiem fikcji literackiej i przelała na papier. Co ciekawe sama autorka (Emily) nie zna zakończenia baśni. Kobieta odcinając się od tego co zostawiła w mieście, szuka odpowiedzi na wiele nurtujących ją pytań. „Złamane pióro jak defekt i napiętnowanie. Jak cena wolności. Jak ślad rozpaczliwej walki w potrzasku.” str. 322 Niezmiernie się cieszę, że mogłam przeczytać tę publikację. Nawet nie sądziłam, że tak bardzo pochłonie moją uwagę, jestem mile zaskoczona. Książka wywołuje wiele emocji, zmusza czytelnika do refleksji. Nie jest to pozycja dla każdego, jak również nie jest ona łatwa w odbiorze, albowiem nie znajdziecie w niej banalnej fabuły i lekkiego języka, wszystko to sprawia, że jest wyjątkowa. Lektura w dużej mierze adresowana jest do czytelnika dojrzałego emocjonalnie, lubiącego na chwilkę się zatrzymać i przeanalizować czytaną treść. Po przeczytaniu „Złamanego pióra” mogłabym rzecz, że czuję się usatysfakcjonowana, jednak nie napiszę tego, ponieważ czuję ogromny niedosyt, zapragnęłam przeczytać więcej. Cudownie skonstruowana powieść, którą należy się delektować, trafia ona na półkę moich ulubionych. Uwielbiam książki, które zostają w pamięci czytelnika na dłużej, a o „Złamanym piórze” z pewnością długo nie zapomnę. Zdecydowanie jest to pozycja godna polecenia.
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.1 (2024-11-08)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Główna bohaterka, Emily to kobieta, która nie dopuściła do siebie miłości, wręcz doprowadziła się do stanu "bez miłości, bez nadziei i bez wszystkiego, co w życiu ważne”. Na przykładzie Emily, autorka udowadnia, że wszyscy możemy czerpać inspirację z drugiej osoby i ze wszystkiego co nas otacza. Ważne jest tylko to, aby uwierzyć i w siebie i w to, że to co robimy ma jakiś cel. Postać Emily podobała mi się również za to, że miała ciekawą przypadłość, a mianowicie uwielbiała używać wyrazy bliskoznaczne. Wplatała je w każdą swoją wypowiedź, co często było wesołym dodatkiem do jej prawdę mówiąc nieszczęśliwej (początkowo) postaci. Pokazywała również to, że ogromny wpływ ma na nas to, z kim przebywamy i kogo mamy koło siebie.Z ogromną przyjemnością poznawałam losy Jacob'a i Emily i z niecierpliwością przekręcałam kolejne strony po to aby szybko przekonać się co będzie dalej. I jaka byłam nieszczęśliwa kiedy moja przygoda ze "Złamanym piórem" dobiegła końca. Pierwszy raz spotkałam się z powieścią, w której czytałam kolejną powieść. Takie dwa w jednym. Z początku myślałam ze historia opisywana przez główną bohaterkę będzie jakąś przeciętną historyjka, a tutaj takie zaskoczenie! Powieść utrzymana w klimatach fantasy i romansu, którego inspiracja był jej przeuroczy sąsiad. Mogłabym pisać o milionach zalet tej powieści ale za dużo bym Wam zdradziła. Kolejną mocną stroną jest to, że porusza problemy takie jak brak tolerancji na tle religijnym, rasizm czy fanatyczna ekologia. Momentami w sytuacjach komicznych przedstawia tą złą stronę ludzkiego charakteru. Obdziera go z tej pięknej zewnętrznej powłoki, którą wystawiamy na widok publiczny. Im bliżej końca byłam końca, tym poznawałam wiele symbolicznych scen czy rozmów, szczególnie w opowiadaniu pisanym przez Emily. Gdybym mogła to chętnie kupiłabym powieść napisaną przez Emily.
Książkę polecam każdemu, kto lubi wartościowe powieści, które wnoszą cos do naszego życia, poruszają do głębi, wywołują wewnątrz nas raz uśmiech a raz sprawiają że w oczach pokazują się łzy. Mam nadzieję ze powstanie kolejna część losów Emily i Jacob'a.
Każdy marzy o spokoju, o domu pełnym miłości, czy o szczęśliwym życiu. Emily jest młodą pianistką, która stara się zostawić za sobą trudną przeszłość, a wyjść ku nieznanej przyszłości. Przeprowadza się z miasta na wieś, do starego domu swoich dziadków. Tam poznaje Jacoba, który okazuje się jej sąsiadem. (...) Ich codziennością staje się wspólne picie kawy i rozmowy, których tematem nie są na pewno błahe tematy.
Przyznam szczerze, że początek był dla mnie niezwykle trudny do przebrnięcia. Książka zaczęła się banalnie. Z każdą kolejną stroną, powieść wydawała mi się coraz ciekawsza i wciągnęła mnie w swój wir. To książka, którą się powoli rozkoszuje, smakuje, jak najlepsze ciasto. Historia Emily zmusza do myślenia. Nie jest kolejną książką z nudną fabułą. Autorka niewątpliwie potrafi zainteresować czytelnika.
Książka porusza ważne problemy. Rasizm, czy brak akceptacji na tle religijnym, to tylko dwa z kilku tematów zawartych w Złamanym piórze. Ciekawym zabiegiem jest też umieszczenie fragmentów książki Emily, dzięki czemu czytelnik może przeczytać, o czym tak naprawdę pisała główna bohaterka. To książka o poszukiwaniu własnej drogi, własnego ja, o odkrywaniu czym jest miłość i prawdziwa przyjaźń.
Małgorzata Maria Borochowska ma niezwykły styl. Potrafi porwać czytelnika, zabrać go w podróż po najskrytszych zakątkach swojej opowieści. Mimo tylu plusów tej książki nie jestem w stanie polubić głównej bohaterki. Irytował mnie jej sposób wypowiedzi. W jednym zdaniu pojawiało się wiele synonimów, co mnie doprowadzało do szewskiej pasji. Miałam ochotę uderzyć ją w twarz. Mam wrażenie, że autorka chciała stworzyć oryginalną postać, ale nie do końca jej to wyszło. Emily żyje w swoim świecie, na początku nie dopuszcza do siebie nikogo z wyjątkiem Alicji – najlepszej przyjaciółki. Zdecydowanie bardziej polubiłam postacie drugoplanowe.
Złamane pióro ma zarówno plusy, jak i minusy. Na początku mnie nie porwała, było też kilka momentów, w których chciałam odłożyć książkę, jednak w końcu się przełamałam i przeczytałam ją do końca. Książka jest na pewno wartościową lekturą, która skłania do myślenia, ma szereg zalet oraz porusza trudne tematy. Każdy odbierze ją w inny sposób, ale jestem pewna, że nawet jeśli się nie spodoba, to zostawi trwały ślad w sercu czytelnika.
Autorka książki - Małgorzata Maria Borochowska - jest szczecińską pisarką, która w III Edycji Wyborów Literackich zajęła 1 miejsce w województwach: zachodniopomorskim i pomorskiem oraz 6 miejsce w Polsce (ex aequo z Dorotą Masłowską). (...)
"Proste i piękne historie o miłości są już z założenia oceniane jako banalne i kiczowate, a przecież miłość jako uczucie jest towarem pożądanym przez każdego. Miłość nie jest banałem. Odbioru sztuki trzeba się nauczyć i wypracować w sobie tę wrażliwość na piękno. Patrzeć i zobaczyć to wielka sztuka." ~Jacob do Emily, str. 121 (fragment powieści Złamane pióro MM Borochowska) Książka zaczyna się w dość popularny sposób: przystojny mężczyzna przepływa przez akademicki korytarz, świeżo upieczona absolwentka pochłania go wzrokiem i podpytuje koleżankę kimże jest ten wspaniały okaz. Pomyślałam, że dostanę historię o "trudnej" miłości między cudownym, boskim, genialnym i wybitnym architektem a młodą, głupiutką, niedoświadczoną i mało znaczącą szarą myszką. Jak wielkie było moje zaskoczenie - chociaż w głębi duszy wiedziałam, po prostu wiedziałam - gdy zamiast błahego romansidła dostałam wspaniałą historię o pasji, dążeniu do celu, wytrwałości, bólu, pragnieniu, poświęceniu i wszystko to doprawione nutką miłości. Prawdziwej miłości, nie dzikiej fascynacji i pożądaniu.
"Pamięć zawsze pokazuje nam minione obrazy w korzystnym świetle, nieomal bez skazy" str.12 (fragment powieści Złamane pióro MM Borochowska) W głąb historii brniemy patrząc na świat oczami Emily - dwudziestopięcioletniej dziewczyny, która ma za sobą pewne doświadczenia i bagaż przeżyć, uwierające jej istnienie. Towarzyszymy jej w życiu codziennym, jesteśmy świadkami walki ze światem i samą sobą. Siedzimy obok jak duchy, gdy ucieka we wspomnienia czy robi notatki do swojej książki. Nie raz podczas czytania myślałam sobie "głupia, nie traktuj tak tych ludzi, oni chcą tylko ci pomóc!' albo "no no, nieźle się wpakowałaś" i w końcu "brawo, jestem z ciebie dumna".
Po zakończeniu lektury byłam już pewna, że wrażenie zrobione na mnie przez okładkę było nieprzypadkowe. Okazało się, że książka jest jeszcze bardziej oszałamiająca i wpadła w odpowiednie ręce - to nie może być przypadek!
"Każdy człowiek potrzebuje marzeń i buntu. Tylko marzyciele i buntownicy popychają świat do przodu. Tylko z marzeń i buntu rodzą się rzeczy wielkie..." str. 76 (fragment powieści Złamane pióro MM Borochowska) Autorka umiejętnie buduje więź między czytelnikiem a główną bohaterką, pozwala zajrzeć do jej umysłu i ciała oraz razem z Emily przeżyć przemianę. W wielu momentach czuć chaos panujący w jej myślach oraz niepewność co do skuteczności obranej przez nią terapii. Jeśli będziecie mieli ochotę przekartkować jakąś część, bo wyda Wam się nużąca, niepotrzebna, nudna, jedna rada - nie róbcie tego. Dla mnie był to sposób pewnego odstresowania się, chwili odpoczynku w przypadku czasami dziwnych, drętwych i banalnych notatek z pisanej przez główną bohaterkę książki. Miejmy jednak świadomość, że powieść nie powstaje od razu w formie wydawniczej, a pierwsze zapiski są raczej sposobem ubierania myśli w słowa, nie tworzeniem ostatecznej historii.
Jest to jedna z niewielu książek, w których znalazłam siebie - a lubię mieć z kim się utożsamić. Myślę, że każda osoba bez względu na płeć, która wchodzi w dorosłe życie powinna postawić tę pozycję na półce lektury obowiązkowe. Polecam także przeczytanie młodym rodzicom, którzy mają przed sobą wyzwanie wychowania człowieka, który kiedyś będzie żył samodzielnie. Książka trafiając w odpowiednie ręce powinna podziałać jak lek bądź wskazówka. Mnie dała ona do myślenia i pokazała, że pasja ma moc uzdrawiającą i nie można z niej rezygnować. Nie można pozwolić melodii granej w sercu ucichnąć.
"Nowa tożsamość uwierała niewygodnym krojem. Nie stałam się przecież kimś innym, chociaż czułam, że pierwszy raz nie odwracam się do tyłu..." str. 253 (fragment powieści Złamane pióro MM Borochowska) Najważniejsze jednak, że powieść kończy się w sposób, który zapowiada nadejście kolejnej części i czekam na nią z niecierpliwością i nadzieją, że porwie mnie tak samo. Nie raz w oku zakręciła mi się łza. Musiałam się schować przed światem, bo po prostu wybuchnęłam płaczem. Nie raz śmiałam się wraz z bohaterami, uczestnicząc w ich rozmowie i realizacji ciekawych pomysłów. Książka, która leczy, uczy, rozbawia i pokazuje życie takie, jakim jest. Czego chcieć więcej od dobrej lektury?
Otóż narratorką powieści jest Emily Crew, młoda, bardzo inteligenta i piękna kobieta. Poznajemy ją w momencie, kiedy kończy studia. Wydawałoby się, że na tym etapie życia, człowiek myśli, iż wszystko może, że otwiera się przed nim cały świat, bo w końcu jest młody i wykształcony, wystarczy jedynie znaleźć pracę w upragnionym zawodzie i zacząć żyć pełną piersią. Jednak u Emily, to się nie sprawdza, bowiem kobieta wręcz ucieka z uczelni, sprzedaje mieszkanie i wyjeżdża z miasta. Dosłownie chce zostawić wszystko za sobą, zamknąć ten rozdział w szufladce z napisem przeszłość, dlatego postanawia przenieść się na wieś, do drewnianego domku odziedziczonego po zmarłych dziadkach. Tam pragnie rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, potrzebuje swego rodzaju oczyszczenia i rozgrzeszenia z przeszłością, toteż zamierza napisać pierwszą powieść, dzięki której chce udowodnić samej sobie i bliskim, że stać ją na wiele i, że potrafi osiągnąć coś zupełnie sama. Poznaje nowych sąsiadów, a jednym z nich jest intrygujący mężczyzna - Jacob Stuart utalentowanym i cieszącym się sławą architekt i grafik, chyba nie muszę dodawać, że jest nieziemsko przystojny?
Emily stara zachowywać się z rezerwą w stosunku do Jacoba, ale ten nieustannie wprasza się do niej pod pretekstem wypicia kawy, w tym samym czasie toczą rozmowy, niekiedy kłócą się, a innym razem siedzą i milczą. Kiedy mężczyzna wchodzi na tematy z jej przeszłości, bądź dotyczące rodziny, Emily w jednej sekundzie najeża się. Staje się czujna, opryskliwa i gotowa do werbalnej wojny. Obojgu im jest ciężko otworzyć się na zwierzenia, oboje niosą ze sobą ogromny bagaż doświadczeń. Piękne było to, że potrafili przebywać w jednym pomieszczeniu i nie rozmawiać przez dłuższą chwilę, jednak ta cisza im nie ciążyła. Intuicyjnie potrzebowali swojej bliskości. Z drugiej strony ich rozmowy były na tyle mądre, że nie sposób było się nudzić przy ich czytaniu.
„Zbierałam te nowe doświadczenia i emocje, żeby któregoś dnia stworzyć głęboką, emocjonalną więź z drugim człowiekiem i móc powiedzieć: „kocham”, rozumiejąc wagę tego słowa.” str. 315 Początek powieści nasuwa na myśl, iż będzie to typowe babskie czytadło o stereotypowej fabule. Mamy młodą, piękną kobietę, przystojnego mężczyznę oraz ucieczkę przed przeszłością i wieloma trudami. Przyznacie, że brzmi to mało oryginalnie? Aczkolwiek z każdą kolejną przeczytaną stroną widzimy, że książka posiada drugie dno… jest bogata w metafory, autorka po mistrzowsku bawi się słowem. Język jakim napisana jest książka jest niezwykle barwny, wysublimowany, wyszukany i wykwintny. Dodatkowym plusem (jak dla mnie) jest to, że w treści zawarta jest również ogromna ilość synonimów, do których osobiście mam słabość, w równym stopniu jak główna bohaterka powieści. Fabuła jest bardzo interesująca, nie nudzi czytelnika. Postacie zostały wykreowane bardzo realistycznie i prawdziwie, w dodatku jak już wspominałam prowadzą błyskotliwe dialogi. Pod względem literackim książka jest naprawdę dopieszczona, widać, że autorka dokładnie przemyślała co chciała przekazać czytelnikowi. Czego chcieć więcej? Przyznaję, że po raz pierwszy miałam styczność z tak oryginalną prozą i jestem nią zachwycona.
Zdecydowanie jest to książka, która niesie ze sobą wiele mądrości i śmiało można ją zaliczyć do grupy ambitnych, wymagających. Pisarka porusza w niej wiele ważnych spraw, między innymi są zawarte: rasizm, wiara, kościół, kler, wolność słowa, poglądy polityczne i ekologiczne oraz prawa zwierząt, jednakże bardzo duży nacisk kładzie na przedstawienie czym jest prawdziwa pasja, poszukiwanie miłości, szczęścia i własnego jestestwa.
Warto również wspomnieć, że w książce ukazane zostały fragmenty baśni, którą pisze główna bohaterka. W rzeczywistości są to jej marzenia, a także demony z przeszłości, które ukryła pod płaszczykiem fikcji literackiej i przelała na papier. Co ciekawe sama autorka (Emily) nie zna zakończenia baśni. Kobieta odcinając się od tego co zostawiła w mieście, szuka odpowiedzi na wiele nurtujących ją pytań.
„Złamane pióro jak defekt i napiętnowanie. Jak cena wolności. Jak ślad rozpaczliwej walki w potrzasku.” str. 322 Niezmiernie się cieszę, że mogłam przeczytać tę publikację. Nawet nie sądziłam, że tak bardzo pochłonie moją uwagę, jestem mile zaskoczona. Książka wywołuje wiele emocji, zmusza czytelnika do refleksji. Nie jest to pozycja dla każdego, jak również nie jest ona łatwa w odbiorze, albowiem nie znajdziecie w niej banalnej fabuły i lekkiego języka, wszystko to sprawia, że jest wyjątkowa. Lektura w dużej mierze adresowana jest do czytelnika dojrzałego emocjonalnie, lubiącego na chwilkę się zatrzymać i przeanalizować czytaną treść. Po przeczytaniu „Złamanego pióra” mogłabym rzecz, że czuję się usatysfakcjonowana, jednak nie napiszę tego, ponieważ czuję ogromny niedosyt, zapragnęłam przeczytać więcej. Cudownie skonstruowana powieść, którą należy się delektować, trafia ona na półkę moich ulubionych. Uwielbiam książki, które zostają w pamięci czytelnika na dłużej, a o „Złamanym piórze” z pewnością długo nie zapomnę. Zdecydowanie jest to pozycja godna polecenia.